poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Śmieciojadki...
Słońce świeci. Wokół mnie las. Po prawej i po lewej drzewa. Przede mną niebo styka się z ziemią... Czyli poprostu jadę na rowerze pod górkę. No nie tak po prostu. Jadę po torach kolejowych. Niby tak wszystko jest w porządku, co nie? No nie za bardzo. Za mną wysoki, długowłosy blondyn, z laską w rękach i nie wiarygodnie drogich szatach na sobie- goni mnie.
Powtórzę jeszcze raz, ale z konkretnym szczegółem. Goni mnie Lucjusz Malfoy na rolkach... różowych rolkach.
Uciekam przed nim ile tylko mam sił. Nagle las się kończy. Pojawiają się zboża. Lecz przed nimi jakieś drogi wychodzące z tunelu. Szybko przejezdzam przez tę drogi i kieruję się w zboże.
Przejechałam. Nie tylko przez drogi, ale również obok kobiety w cennych czarnych szatach, która udawała latarnię. Tak. Narcyza Malfoy udawała latarnię.
Jadę przez pola pełne zboża. Już myślę, że nigdy się nie wydostanę, gdy nagle przede mną pojawia się zieleń. Zbawienna zieleń. Na środku tej zieleni jest niewielki domek z płotem drucianym. Przejeżdżam obok, ze skakuję z dwukołowca i wchodzę do, jak się okazało, sklepu.
- Na lewo.-Mówię ledwo słyszalnym głosem.
Film mi się urywa.
Kiedy obraz znów się pojawia rozmawiam z kimś. Z kobietą. Nie wiem o czym rozmawiamy. Jednak najwyraźniej ta kobieta próbuje mnie spławić. Nie poddaję się i prawdopodobnie nalegam tak skutecznie, że tamta się poddaję.
Następnie idziemy. Zieleń się kończy zaczyna się piach. Przed nami kolejny domek. Mały domek z ogródkiem.
Kobieta odprowadziła mnie po ogródku. Była było tam kapusta, rzodkiewka, kalarepa i inne zielone warzywa, ale najdłużej byłyśmy przy koperku i marchewce. Nie wiem co było w nich takiego fascynującego, ale najwidoczniej coś było.
Weszłam do domku i obraz zrobił się czarny, kolejne co pamiętam to to, że wyszłam z tego domku.
Skierowałam się w stronę ogródka, ale nie weszłam do niego tylko szłam dalej. Miała wrażenie, że stoję na pustyni. Z każdej strony otaczał mnie piach. Nagle poczułam podmuch wiatru. Otoczyły mnie postacie w czerni.
Grube, chude, wysokie, niskie a nawet piegowate.
- Nareszcie cie mamy. Idziesz z nami podobroci, czy mamy cię zabrać siłą?- Usłyszałam lodowaty głos z naprzeciwka. To Lucek.
-Od kiedy Śmierciożercy zadają takie pytania?
-Od teraz. Stwierdziliśmy, że tak dajemy swojej ofiarze jakieś szanse- Dalej Lucek.
-Wielka mi szansa... No, ale zgaduj?
- Nie będe się z tobą bawił w te duperele, Fenir bierz ją.-Ten Lucek to strasznie rozgadany jest...
Jeden wysoki, umięśniony i włochaty Śmierciożerca mnie chwycił i aportowaliśmy się.
Przenieśliśmy się do wielkiej komnaty. Po bokach miała stoły, na przeciwko mnie , na podwyższeniu stało krzesło z Ikei (prawdopodobnie to miał byc tron).
Na krześle siedział wysoki, łysy facet bez nosa.
-Panie... Mamy ją...-Lucek
-Świetnie, wspaniale, znakomicie, bezbłędnie...-Beznosy facet
-Zaraz mu się epitety skończą...- Ja do Fenira.
-Powiedź! Dlaczego mnie zdradziłaś Elizabeth..(To ja mam na imię Elizabeth? Zaraz idę do urzędu to wyjaśnić. Lord Voldemort mi dał imie *.*)
-Bez prawnika nic nie powiem! Ty... chwila Voldzio... Od kiedy jesteś Sędzią Anną Marią Wesołowską? Wy chyba za dużo kablówki tu macie!
-Czy ona mówi do naszego Pana? Przecież tak nie można! Ja..jja... Ja ją zabiję!- Ciemnowłosa, chuda kobieta z uwielbieniem w oczach krążyła w kółko, jak pies gdy goni ogon...
-Bella!
-Do budy!- Właśnie zostałam zabita wzrokiem.
-Uspokójcie się obie! Skoro nie chcesz gadać po dobroci..(a ten znowu pewnie naoglądał się tych tanich seriali kryminalnych) to będziesz gadac po...Crucio!
Właśnie teraz powinnam czuć niewyobrażalny ból. Jednak jak stałam tak stałam.
-Musisz poćwiczyć Voldzio.
W oczach Czarnego Pana błyskały pioruny, wlepił się we mnie, skierował różdżkę w moią stronę i wysyczał "Crucio!"
Moje ciało przeszedł ogromny ból. Czułam jakby mnie wysadzało od środka. Nagle wszystko ustąpiło.
Wstałam z podłogi, otrzepałam się i z wyrzutem w głosie powiedziałam
-To bolało!
Voldemort wyczarował przed sobą kawałek ściany i zaczął tą swoją łysą łepetyną walić w nią.
- No i cała terapia na marne...-Lucek
Spojrzałam się na arystokratę.
-Jaka terapia?
-Nasz Pan gdzieś przeczytał, że nie można aż tak źle traktować swoich podwładnych. Więc uczęszczał na kursy łagodności.
-A nie wpadł na pomysł, aby pójść do psychiatry? Znam jednego genialnego...
-W to nie wątpie-mruknął pod nosem Lucek
-Jak...On....Mógł .... z nią.... wytrzymać...- Voldzio walący głową w mur.- Muszę załatwić Order Merlina Pierwszej Klasy dla Severusa...Taka żona....
-Gadanie samemu do siebie do zły objaw...
-Skoro nic nie chcesz powiedzieć to.. Bella!
Czarnowłosej oczy się zaświeciły, jak żarówki marki Osram, podbiegła pod tron i wlepiła się w Voldzia Mordzia.
-Przyniesiesz mi kawy.
Lestrenge zmarkotniała, zawiesiła głowe i ruszyła w stronę kuchni...
- A potem zajmiesz się nią!
Bellatrix Lestreng powrócił humor.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znowu umieram, spadłam z krzesła :D. Widzę, że masz słabość do różowych akcentów >.<. Szkoda, że mi się coś takiego nie śni, albo nie pamiętam :P.
OdpowiedzUsuńHahaha!!! Padłam! XD Twoje sny są ZAJEBISTE!! XD Zazdroszczę! :D haha! xD Już czytam dalej :D
OdpowiedzUsuń36 yr old Software Test Engineer III Garwood Viollet, hailing from Leduc enjoys watching movies like My Father the Hero and Sailing. Took a trip to Gondwana Rainforests of Australia and drives a Mercedes-Benz 680S Torpedo Roadster. zasob
OdpowiedzUsuń